Halloween jest dla każdego
czym innym. Dla dzieci jest to głównie okazja do zdobycia sporej ilości
słodyczy lub spłatania komuś niezłego psikusa. Postrzegają to jako czas zabawy.
Starsi traktują to jako coś, co po prostu istnieje i jest zabawą dla tych
młodszych. Zdarzają się też ludzie, którzy biorą te wszystkie potworne sprawy
na serio i przez to są określani mianem „wariatów”. Ale czy aby na pewno
słusznie?...
Obraz za oknem prezentował się
pięknie. Mimo drzew, które sprawiały wrażenie ponurych, ponieważ nie było już
na nich pięknych, kolorowych liści, widać było radość. Tak, po prostu radość.
Małe dzieciaki, biegające wokół domu i obrzucające się liśćmi; dorosłych,
którzy wraz z maluchami przystrajali domy, aby prezentowały się najstraszniej
jak się da. Ten czas lubił każdy. Czas Halloween.
— Mia! — krzyknęłam — Zejdź na
dół, śniadanie!
W kuchni roznosił się cudowny
zapach naleśników, które smażyłam, syropu klonowego i gorącej herbaty
malinowej. Niestety, kiedy udało się uwolnić od magii zapachu i wracało się do
rzeczywistości dało się słyszeć nic innego jak głośne krzyki… kibiców.
— Czy możesz to łaskawi
ściszyć? — zapytałam po raz chyba dziesiąty. — W ogóle kto o tej porze roku gra
jakieś mecze?
Paul siedział przed
telewizorem od dobrej godziny i nie zwracając uwagi na nikogo, sam krzyczał,
kiedy tylko padł jakiś gol. Wyglądało to komicznie, muszę przyznać, bo za
każdym razem, kiedy na niego patrzyłam wydawało mi się, że jest coraz bliżej
ekranu. Kanapę opuścił już dawno.
— To dodatkowe rozgrywki z
okazji Halloween. Poza tym dochód z biletów idzie na cele charytatywne. Żałuję,
że mnie tam nie ma… — mruknął zrezygnowany, a ja tylko uśmiechnęłam się pod
nosem.
Nagle z góry zaczęły dochodzić
odgłosy kroków. Na schodach pojawiła się mała sylwetka zaspanej, przecierającej
oczka dziewczynki w białej piżamie.
— No wreszcie — powiedziałam
do siostry i rzuciłam jej przyjazne spojrzenie. — Ktoś tu się nie wyspał? —
zapytałam żartobliwie.
Mia spojrzała na mnie
zmarnowana i klapnęła na kanapie, gdzie wcześniej siedział Paul.
— Hej, młoda — powiedział do
niej nie odrywając wzroku od ekranu.
Dziewczynka całkowicie go
zignorowała, przykryła się kocem i powiedziała do mnie:
— Musiałam skończyć doszywać
te cekiny.
Zaśmiałam się. Ona bardzo lubi
Halloween. Chciałam jej kupić gotowy strój, ale się uparła i powiedziała, że
sama go zrobi. Wszystko by mi odpowiadało, gdyby nie to, że pod słowami „zrobię
go sama” kryły się całkiem inne, a mianowicie „ty będziesz mi go robić, a ja
będę pomagać”. Skończyło się na tym, że siedziałyśmy nad czarnym strojem „małej
księżniczki szkieletów” – jak to określiła Mia – do godziny dwunastej w nocy.
Mi odpadały już palce od ciągłego przyczepiania małych dodatków, ale siostrze
nadal coś nie pasowało. Stwierdziła, że sama to skończy. Położyła się spać o
wpół do drugiej.
— Wolicie z syropem czy
czekoladą? — zapytałam i ściągnęłam ostatniego naleśnika z patelni.
— Wszystko mi jedno… —
mruknęła Mia, a Paul nic nie odpowiedział. Zamiast tego wydał okrzyk niezadowolenia
– najprawdopodobniej przez straconego gola – i poderwał się z miejsca.
— No co to miało być?! —
wydarł się.
Po chwili z zaciekawieniem i
bananem na ustach zaczęłam obserwować, jak siostra zakradła się do chłopaka po
pilota, zwinnie wyrwała mu go z ręki i zmieniła kanał na jakieś bajki, wracając
na miejsce. Paul stał chwilę zdezorientowany, po czym zwrócił się do
dziewczynki:
— Ty mała niewdzięcznico! Ja
latam po sklepach za jakimiś błyskotkami, a ty tak się odwdzięczasz?! Tak nie
będzie! — krzyknął i rzucił się w kierunku siostry zaczynając ją łaskotać.
Przez jakiś czas stałam i
przyglądałam się całemu zajściu.
— No, koniec tych zabaw. Pora
jeść — oznajmiłam i podałam każdemu porcję jedzenia i kubek herbaty.
Wszyscy razem usiedliśmy przed
telewizorem, oglądając poranny maraton bajek, jaki zafundowała nam Mia.
* * *
— Carmen… — zaczęła cicho
dziewczynka, kiedy ja starałam się ją na twarzy upodobnić do szkieleta.
— Mia, teraz nic nie mów. Po
prostu nie ruszaj ustami. Już kończę — powiedziałam i wróciłam do zajęcia.
Siostra nieco się speszyła,
ale zamknęła buzię i cierpliwie czekała, aż zakończę pracę.
— Gotowe! — krzyknęłam po
pięciu minutach i podałam jej lusterko, aby mogła się przejrzeć. — I jak ci się
podoba? — zapytałam dumna z siebie.
— Jest ślicznie — oznajmiła —
ale mam pytanie — dodała po chwili całkiem poważnie.
— Tak?
— Bo wiesz… — zaczęła i
zaczęła bawić się palcami. — Czy mogłabym chodzić po domach z tobą?
Otworzyłam szerzej oczy, ale
po chwili uśmiechnęłam się ciepło.
— Przecież miałaś chodzić z
Amy i innymi koleżankami. Nie pamiętasz? Umówiłyście się — starałam się ją
przekonać.
— No tak, ale nie rozumiesz.
Ja chcę chodzić z koleżankami, tobą i… — zacięła się widząc, jak kręcę głową. —
Ale, ale… Ale będziesz mogła zabrać Paula! I Emily! I Claire! — dodała.
— Nie ma takiej opcji,
kochanie. — Pozostałam niewzruszona.
Dziewczynka zmrużyła oczy i
groźnie zmierzyła mnie oczami. Po chwili zerwała się ze stołka i wybiegła z
pokoju. Pomyślałam, że pewnie się obraziła, więc wyszłam z nią. Usłyszałam jej
głos na dole, więc zeszłam po schodach. Kiedy weszłam do salonu nieco się
zdziwiłam. Mia zamiast smutnej miny była w świetnym humorze. Podobnie jak…
Paul.
— Carmen! To w co się
ubierasz? — zapytał entuzjastycznie chłopak.
— Że co? — Zmarszczyłam brwi.
— No został nam do wyboru
wampir i Biała Dama. Co bierzesz?
Wtedy zrozumiałam. Spojrzałam
na Mię, która miała chytrą minę. Wygrała.
— A chcesz być Białą Damą? —
spytałam ironicznie chłopaka, na co pokręcił energicznie głową. — Więc wybór
jest jasny.
***
I stało się. Właśnie ubierałam
na siebie strój... Uwaga... Białej Damy! Po dość długiej kłótni udało im się
mnie namówić na wspólne chodzenie po domach. Tak naprawdę to nie miałam zamiaru
paradować w jakieś białej kiecce. Nigdy nie znosiłam sukienek!
Po ubraniu się i pomalowaniu,
stanęłam przed lustrem, by ocenić efekt końcowy. Miałam trupio bladą twarz.
Ubrana byłam oczywiście w białą, do ziemi, rozkloszowaną sukienkę. Paul
specjalnie pojechał do sklepu i mi ją kupił tylko dlatego, by w końcu zobaczyć
mnie w sukience. Oczy pomalowałam na ciemny kolor. Jak zawsze. Ładnie wyglądało
to z moimi niemal niebieskimi oczami.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Odwróciłam się w momencie, kiedy do pokoju wszedł Paul.
— I jak? Moja dama jest
gotowa?
Przede mną stała zupełnie inna
osoba. Ledwo poznałam przyjaciela. Miał trupio bladą twarz i widoczne wory pod
oczami. Na włosy dał sobie żel i starannie zaczesał swoją czuprynę do tyłu.
Ubrany był na ciemno. Czarny doskonale mieszał się z odcieniem granatowego.
Musiałam przyznać, że wyglądał wspaniale!
— Claire i Emily przyjdą? —
zapytałam z nadzieją.
— Niestety nie. — Zrobił
smutną minę. — Pojechały z rodzicami do ich znajomych.
No tak. Ich rodzice pracowali
w tej samej firmie, przez co mieli ze sobą świetne kontakty. Tylko za mną nie
przepadali. Zawsze uważali i wciąż mają to samo zdanie, że mam zły wpływ na ich
córki. Już nie raz zabraniali nam się spotykać. Tak było, jak jeszcze byłyśmy
małe. Teraz mają mniejszy wpływ na ich decyzje.
— Trudno. — Udałam, że się nie
przejmuję.
Westchnęłam i za Paulem
zeszłam na dół, gdzie czekała już na nas Mia. Jak ja się cieszyłam, że nie było
w domu rodziców! Na szczęście pojechali na wspólny wypad! Chociaż oni nie
musieli widzieć mnie w tym stroju!
Niespodziewanie Paul objął
mnie w pasie, a już po chwili przed nami rozbłysło światło i było słychać
dźwięk robienia zdjęcia. Zamrugałam kilkakrotnie, po czym zdezorientowana
spojrzałam na uśmiechniętą siostrę, która z Paulem wymieniała swoje opinie na
temat przed chwilą zrobionego zdjęcia.
— Muszę pokazać rodzicom! —
krzyknęła z zadowoleniem.
— Co?! Nie! To znaczy... —
Zawahałam się. W końcu machnęłam lekceważąco ręką.
Paul złapał mnie za rękę i
pociągnął w stronę wyjścia. Na dworze czekały na nas koleżanki Mii. Otworzyły
szeroko oczy na widok Paula. Jedna z nich pisnęła, kiedy uśmiechnął się,
pokazując swoje wampirze kły. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że
uciekną! Seryjnie! Zszokowana zerknęłam na towarzyszów. Paul śmiał się, a Mia
stała jak słup soli i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w uciekające
dziewczynki. Przeniosłam wzrok na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stały
koleżanki mojej siostry...
— Taki straszny jestem? — zapytał
Miller i rzucił się na mnie, by „wgryźć” się w moją szyję.
— Ej, ej! — Zaśmiałam się i
uderzyłam go w głowę.
— Ładna byłaby z was para —
uśmiechnęła się z zadowoleniem Mia.
Zdziwieni popatrzyliśmy na
nią. Mówiła to jak najbardziej na serio.
— Chodźmy już — mruknęłam pod
nosem.
Poszliśmy w stronę pierwszego
domu. Nie ukrywałam, że czułam niechęć. Miałam siedemnaście lat i czułam się
dziwnie, chodząc od domu do domu w celu dostania słodyczy.
— Cukierek albo psikus! —
powiedzieli równocześnie Mia i mój przyjaciel. Ja zachowałam kamienny wyraz
twarzy.
Miłe małżeństwo wsypało do
różowego woreczka mojej siostrzyczki sporą ilość kolorowych cukierków. Ta
podziękowała im uśmiechem, a państwo odwzajemnili go. Zamknęli drzwi. Paul
szturchnął mnie.
— Coś taka markotna? Mamy się
bawić! — Zaśmiał się.
Przewróciłam oczami.
W kolejnym domu drzwi otworzył
nam starszy pan. Tym razem włączyłam się w gadkę „Cukierek albo psikus!”, na co
przyjaciel obdarował mnie zapierającym dech w piersiach uśmiechem...
Z każdą minutą rozkręcałam się
coraz bardziej. Już nawet nie przejmowałam się, że jestem starsza od
biegających wokół dzieci. Bawiłam się w najlepsze! Chyba nigdy wcześniej nie
czułam się tak dobrze! W przyszłym roku z ogromną chcącą bym to powtórzyła!
No może...
Przeszkodziło mi jedno.
Złamał mi się obcas w bucie.
I wpadłam na... kogoś.
I żałowałam.
— Tyler! — Wytrzeszczyłam
oczy.
— Carmen? Serio? — Zaśmiał się
wrednie. — Fajna sukienka! Z kim bierzesz ślub? — powiedział takim tonem, że we
mnie krew zaczęła wrzeć, a ze złości zrobiłam się czerwona na twarzy. — Obcasik
ci się złamał? Jaka szkoda. — Popatrzył na mnie z wyższością.
— Zamknij się — warknęłam i
zmrużyłam oczy.
— Złość piękności szkodzi —
uśmiechnął się chytrze.
— Gdzie podziała się moja
dama? — W oddali usłyszeliśmy wrzask Paula. Miałam ochotę go zamordować.
Przecież stałam obok mojego wroga!
Chłopak odwrócił się w naszą
stronę. Gdy zobaczył Tylera, jego twarz przybrała złowrogi wyraz.
— Odwal się od mojej damy! —
powiedział mój przyjaciel.
— Ty też? Ale nisko
upadliście! — Tyler zaczął się śmiać, widząc strój Millera.
— Odezwał się ten, co kradnie
dzieciom cukierki! — wydarłam się, znacząco patrząc na trzy worki ze
słodyczami, które trzymał w dłoni.
Byłam w stu procentach pewna,
że zabrał je dzieciom. Zawsze to robił. Cham jeden.
— Nie twoja sprawa, suko —
warknął.
Już zamachnęłam się, by dać mu
w twarz, ale ręka Paula złapała za mój nadgarstek.
— Nie warto — powiedział
chłopak. Wciąż patrzyłam z mordem w oczach na swego przeciwnika.
Przyjaciel odciągnął mnie od
Tylera. Zdążyłam plunąć mu na buty. Gdy zobaczyłam przerażoną siostrę,
opamiętałam się i przybrałam łagodny wyraz twarzy. Ściągnęłam szpilki, bo
niewygodnie chodziło się, gdy tylko na jednym bucie miało się obcas.
— Kto ostatni w domu, ten
zgniłe jajo! — krzyknęła wesoło Mia i zaczęła uciekać.
Śmiejąc się głośno, pobiegłam
za siostrą, a Paul za mną.
Witam kochani! ♥♥♥
Hehe. Dziś jest Halloween, dlatego Mara♥ zaproponowała, by napisać Halloweenową miniaturkę na bloga, którego piszemy (Jedno słowo ). Z tego też powodu postanowiłam wstawić ją tutaj (za zgodą Mary♥ oczywiście), ponieważ dawno nic nie było (to też w ramach przeprosin za brak rozdziału xD). Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Mara♥ pisała pierwszą część, a ja drugą :D
Bohaterowie są inni (bo z tego drugiego bloga), ale to pewnie będzie dla Was miła odmiana. Tyler to kolega ze szkoły Carmen. Nie znoszą siebie na wzajem, dlatego mają takie wrogie nastawienie. Bohaterka w ogóle jest buntowniczką. A jak coś, to te koleżanki Mii mają po sześć lat (Mia też) xD
Jeśli ktoś nie przeczytał, zapraszam na Rozdział 31 i na informację
NOTKI U WAS BĘDĘ NADRABIAŁA W NAJBLIŻSZYM CZASIE! TO NIE TAK, ŻE WAS OLAŁAM, CZY COŚ! PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ WSZYSTKO NADROBIĘ! OBIECUJĘ! TO PRZEZ MÓJ BRAK CZASU (W TYM ROKU MAM GO WYJĄTKOWO MAŁO) :( :( :( U NIEKTÓRYCH MAM ZALEGŁOŚCI JESZCZE SPRZED 2 TYGODNI. W NADRABIANIU IDĘ OD TYCH NAJWCZEŚNIEJ OPUBLIKOWANYCH, CZYLI OD 13 PAŹDZIERNIKA (CHYBA ŻE NIE ZJAWIŁAM SIĘ U KOGOŚ JESZCZE DAWNIEJ, A O TYM NIE WIEM...) BĄDŹCIE CIERPLIWI! :3
Pozdrawiam Was cieplutko! xoxo :***
Maggie
A ją się nastawiłam na piękną miniaturkę w wykonaniu Andie i Nathana, a tu czytam i Mia to szybko sprawdzian czy przypadkiem nie jestem na jedno słowo, ale nie
OdpowiedzUsuńMyślę se a co mi tam może się pomyliła albo nie miała co wstawić, a bardzo chciała
Ale muszę powiedzieć, że fajna ta miniaturka:)
Buźka
AriaMet;)
Na początku nie do końca potrafiłam się połapać z bohaterami (nawet specjalnie sprawdzałam w zakładce bohaterowie, czy przypadkiem, jednak jakiś z bohaterów mi nie umknął, a później się okazało, że to z "Jedno Słowo". Co do miniaturki, jest mega. Super mi się ją czytało. Szkoda, ze Carmen nie uderzyła jednak Tylera.
OdpowiedzUsuńCzekam jednak na rozdział 32.
Pozdrawiam
Kitty
Świetna miniaturka!
OdpowiedzUsuńWeny i troche spuźnionych cukierków życzę! :*
Przeczytałam już dawno, ale dopiero komentuje XD
OdpowiedzUsuńPrzecudowna miniaturka ;***
Hejo!
OdpowiedzUsuńTak właśnie przypuszczałam, że to bohaterowie z "jedno słowo", gdy tylko zobaczyłam "Mia" i "Carmen", bo pozostałych dwóch gości nie pamiętałam. Dawno temu czytałam tego bloga. ;x
Lekko się zdziwiłam, ale cóż, czas nie wydawał się stracony. Kolejny "luźny" rozdział do odprężenia. :D
Uwagi:
"— Czy możesz to łaskawi ściszyć" - raczej "łaskawie"
"— Bo wiesz… — zaczęła i zaczęła bawić się palcami. — Czy mogłabym chodzić po domach z tobą" - te dwa razy "zaczęła" nie pasują po sobie, lepiej brzmi "zaczęła, bawiąc się palcami"
"Dziewczynka zmrużyła oczy i groźnie zmierzyła mnie oczami" - lepiej brzmi "zmierzyła mnie groźnym wzrokiem"
"Pomyślałam, że pewnie się obraziła, więc wyszłam z nią" - raczej "za nią"
Pozdrawiam cieplutko,
Lex May