piątek, 18 marca 2016

Rozdział 40

      W domku Isabelli panowała cisza jak w grobowcu. Nikt nie próbował, a nawet nie chciał się odezwać. W powietrzu unosił się zapach grozy i cierpienia. Bella, która już przez dłuższy czas patrzyła w okno, była blada na twarzy. W jej sercu krył się niepokój i żal. Chciała wszystkiemu zapobiec, ale nie mogła. Wśród tego wszystkiego była bezsilna.
      — Musicie ją zabić — powiedziała twardym głosem, choć tak naprawdę, gdyby doskonale się nie kryła, zabrzmiałaby mało przekonująco.
      — Co? — zapytała zaskoczonym głosem Jessi.
      Andreę znała krótko, ale przez ten czas zdążyła ją polubić. Nie raz denerwowało ją jej zachowanie, jednak mimo to darzyła dhampirzycę sympatią. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że miałaby zginąć, a nawet z jej  rąk. Nie umiałaby jej zabić, nawet gdyby wiedziała, że Andrea już nie jest tą samą osobą. Że to ktoś zupełnie inny. Miała nadzieję, że jeszcze jakoś można ją uratować. Tylko jak? Traktowała Andie jak przyjaciółkę i bliską sobie osobę, których nie miała tak wiele. Straciła brata, a teraz miała również i ją?
      — Nie da się niczego innego zrobić?
      — Wątpię — odparła Bella. — Nawet gdyby, nie zmusimy Mary, by wyszła z ciała Andrei. Poza tym nie mamy pewności, czy jak to zrobi, Andrea będzie wciąż tą samą osobą. Może się okazać, że stanie się inna, a nawet zła. Jeżeli gdzieś głęboko w jej sercu jest jakaś jej cząstka, o ile jest, zrozumie, że to wszystko po to, by uratować innych, a być może nam pomoże. — Jej oczy posmutniały.
      — W jaki sposób? — zapytał Theo.
      — Popełni samobójstwo.
      Wydawało się, że wszyscy przestali oddychać. Jedynie Dominic się odezwał.
      — Musimy ją znaleźć.
      Wzrok wszystkich padł w jego stronę.
***
      Na tej samej skale wciąż stała Andrea, która patrzyła na rozgrywającą się rzeź. Gdzieś głęboko w niej bezsilny głośnik błagał o pomoc, ale nikt nie mógł go usłyszeć. Nie miał prawa. Zdawało się, że nikt go nie słyszał, mimo że złodziejka ciała dziewczyny wiedziała, że ktoś siedzi w środku, że jest to właścicielka.
      Na gałęzi drzewa usiadł kruk, który również zaczął patrzeć swoimi czarnymi oczami na rozgrywającą się walkę. Nie mógł nic poradzić, żeby załagodzić sytuację, mimo że chciał. Był tylko ptakiem. W dodatku bezsilnym.
      Wiatr wiał jeszcze mocniej, niż wcześniej. Niebo pokrywała gruba warstwa ciemnych chmur, z których po jakimś czasie zaczęły spadać duże krople deszczu. Gdzieś w oddali słychać było głośnie grzmoty. Widok piorunów zapierał dech w piersiach, natomiast błyski dodawały grozy.
      Dhampirzyca przeniosła wzrok na siedzącego nieopodal ptaka. Zmrużyła oczy, a w tym samym momencie kruk wydał z siebie przeraźliwy odgłos bólu. Dziewczyna nie zamierzała przestać. Ptak starał się ruszyć, ale pod ostrzałem morderczego spojrzenia dziewczyny nie był w stanie. Zamienił się w kupkę popiołu, którą wiatr rozwiał po niegdyś zielonej, a teraz zżółkłej trawie. Andrea uśmiechnęła się z satysfakcją.
***
      — Gdzie masz zamiar jej szukać? — zapytała Lilith.
      — Tam, gdzie rozgrywa się cała rzeź — powiedział pewnie Dominic.
      — Zaraz... Co?! — Otworzyła przerażone oczy.
      — Ona tam jest.
      — Skąd ta pewność? — Lilith przyspieszyła, żeby dotrzymać kroku wilkołakowi.
      — Skoro za jej sprawą rozpętała się wojna, musi tam być — powiedział dobitnie.
      — Chyba za sprawą Hildy. Albo Mary? — myślała na głos.
      — Mniejsza o to. I tak musimy ją zabić, by to wszystko zakończyć.
      — Mówisz to tak, jakby to ciebie nie obchodziło. — Zmartwiła się.
      — Skąd wiesz, że tak jest? — zapytał z drwiną i podniósł jedną brew.
      — Bo w taki sposób to mówisz. Jakby to było dla ciebie czymś normalnym. Nie potrafisz współczuć — wypomniała.
      — A ty za bardzo przywiązujesz się do innych. Ile znasz Andreę? Nawet dnia — odegrał się. — Jak tak dalej będzie, zginiesz.
      Lilith zamilkła. Kryła uczucie zranienia, które bardzo chciało wyjść na jaw. Powstrzymywała łzy cisnące jej się do oczu. Nic nie mogła poradzić na to, jak zachowywała się wobec innych. Taka była jej natura i czuła się z tym dobrze. Nie przeszkadzało jej, że potrafiła i chciała wszystkim współczuć, darzyła miłością, wybaczała innym, nawet wrogom...
      — Jestem czarownicą, a my jesteśmy po to, by kochać. Bez wyjątków — powiedziała dumnie.
      Dominic tylko prychnął, na co Lilith zacisnęła szczękę. W sercu czuła niepokój. Ogromny niepokój. Wiedziała, że albo będzie trzeba zabić Andreę, albo ta będzie musiała popełnić samobójstwo. Druga opcja wydawała się niemożliwa, gdyż opętane osoby zazwyczaj nie są sobą. Zdarzały się przypadki, że ktoś miał silną wolę, ale to było naprawdę rzadko, co jeszcze bardziej martwiło młodą czarownicę. Musiała pogodzić się, że ktoś prawdopodobne zginie z jej rąk.
      A Dominic? Dominic był pewny siebie. Nawet na chwilę nie naszła go myśl, że coś mogło pójść nie tak. Był z góry nastawiony na zwycięstwo. Tego uczył go ojciec. Żeby nie wątpić w siebie nawet w chwilach słabości. By był silny i wierzył, że mu się uda. Mimo wszystko.
      Do uszu towarzyszy zaczęły dochodzić odgłosy walk. Lilith przełknęła ślinę, natomiast Dominic uśmiechnął się lekko. Czarownica wolała trzymać się blisko chłopaka i szła za nim. Czuła się bezpieczniejsza. Im znajdowali się bliżej, tym byli bardziej uważni. Nie wiedzieli, czy czasem ktoś ich nie zaatakuje. Wszystko mogło się wydarzyć.
      Lilith ujrzała stojącą na skale postać. Długie włosy zasłaniały twarz osobie, ale czarownica rozpoznała w niej nie kogo innego, jak właśnie Andreę. Serce zabiło jej szybciej. Lekko szturchnęła Dominica w rękę i ruchem głowy wskazała na postać. Wilkołak przytaknął. Obydwoje mieli zamiar z zaskoczenia zaatakować Andreę, jednak ta na nich poparzyła, jakby wiedziała, że przyjdą lub gorzej — jakby wyczuwała ich obecność.
      — Nie sądziłam, że jest taka silna — powiedziała Andrea nie swoim głosem, mając na myśli właścicielkę ciała, w której się znajduje. — Wciąż się buntuje, ale dzięki niej wiedziałam, że się zbliżacie.
      — Zakończ to wszystko — powiedział pewny siebie Dominic, patrząc wymownie na rozgrywającą się rzeź.
      Andrea zaczęła się głośno śmiać. Był to śmiech szyderczy i tak złowrogi, wręcz demoniczny, że powodował pojawiającą się u innych gęsią skórkę. Przechyliła głowę i z wyższością spojrzała na przybyłych.
      — Najpierw musisz mnie złapać, a później... Kto wie? Zabić? — Uśmiechnęła się złowrogo.
      ,,Nie możecie dopuścić Mary do wyjścia z ciała Andrei. Inaczej jej nie zabijecie!’’, Dominic przypomniał sobie słowa Belli.
      Dhampirzyca za pomocą czarów odepchnęła wilkołaka. Ten upadł na ziemię i omal nie spadł z urwiska. Lilith szybko zareagowała i użyła przeciwko Andrei, bądź Marze, już nie wiedziała, jak nazywać przeciwniczkę, zaklęcie obronne. Dzięki niemu opętana dziewczyna nie mogła rzucać czarów, ponieważ te odbijały się od niewidzialnej bariery i leciały prosto w jej stronę. Zaśmiała się wrogo, jednak w śmiechu było można dosłyszeć nutki zdenerwowania. Na moment znieruchomiała, po czym powiedziała pewnym siebie głosem:
      — Myślisz, że to mnie powstrzyma?
      — Na jakiś czas na pewno. — Lilith zmrużyła oczy.
      — Wiedz tylko jedno. Jesteś słaba — wysyczała. — Nie jesteś w stanie mnie pokonać. Masz zaledwie... Dwanaście lat? Więcej ci nie dam. Nie znasz tylu zaklęć, co ja. Jestem już doświadczona, a ty? Jesteś czarną owcą pośród tych białych. Nic nie znaczącą.
      Dłoń młodej czarownicy zadrżała.
      — Nie słuchaj jej — powiedział dobitnie Dominic.
      Andrea spowodowała, że z ziemi zaczęły wyrastać grube, zielone pnącza, które oplatały ciało Dominica, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch oraz zaplatając się na jego ustach, by nie był w stanie nic powiedzieć. Dhampirzyca zmrużyła oczy i roślina zaczęła zaciskać się jeszcze mocniej, przez co Dominic miał problemy z oddychaniem i poczerwieniał na twarzy. To od razu przykuło uwagę Lilith. Nie wiedziała, jakim cudem ten czar przebił się przez jej barierę. Widocznie powątpiewała w zdolności Mary.
      Korzystając z nieuwagi czarownicy, Andrea odepchnęła czarną kulą Lilith, przez co ta upadła na ziemię i przeturlała się w kierunku urwiska. Nie była w stanie się zatrzymać, bo wszystko działo się za szybko i spadła w przepaść. Dopiero gdy grunt pod nią zniknął, złapała się wystającego konara drzewa, raniąc przy tym boleśnie dłonie. Syknęła, a po policzku spłynęła jej słona łza. Wspięła się po korzeniu, a gdy jej dłoń dotknęła zielonej, śliskiej trawy, poczuła na niej czyjąś ciężką stopę. Zacisnęła szczękę, by tylko z jej ust nie wydostał się choć jeden pisk. Dzielnie wytrzymywała ból. Spojrzała przerażonym wzrokiem na Andreę, co było wyzwaniem, ponieważ deszcz utrudniał jej patrzenie. Wciąż trudno było jej z myślą, że jeszcze niedawno z nią współpracowała, a teraz walczyła przeciwko niej.
      — Zabij mnie, śmiało, Marandreo — wysyczała Lilith.
      — Marandreo? — zapytała zaskoczona dhampirzyca.
      — Połączyłam wasze imiona. Niby jesteś taka spostrzegawcza? — Uśmiechnęła się z kpiną.
      — Uważaj, co mówisz — syknęła Marandrea.
      W tym samym momencie opętana dziewczyna poczuła zaciskające się na jej szyi dłonie. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, co uznała za trudne zadanie. Ktoś przygniótł ją do ziemi, a ocalona Lilith swobodnie stanęła na ziemi.
      — I co teraz? — Dominic był zadowolony, że mógł to powiedzieć.
      — Andrea — powiedziała cicho Lilith. — Jeśli tam jesteś...
      — Jej tam nie ma — przerwała jej Marandrea zachrypniętym głosem, ale była ciekawa, co dziewczyna miała do powiedzenia.
      — Będziemy musieli ciebie zabić, żeby to wszystko zakończyć. Albo będziesz musiała ty popełnić samobójstwo... jeśli w ogóle dasz radę wyjść spod jej kontroli. — Oczy czarownicy zaszkliły się. — Nie chcę tego, ale mam nadzieję, że zrozumiesz. To jedyne wyjście.
      — Jakie to wzruszające. Zaraz się popłaczę — zadrwiła dhampirzyca.
      Była zła i można powiedzieć, że pewna siebie, że to właśnie ona wygra, jednak zaniepokoiła się, gdyż poczuła ogarniające ją dziwne uczucie, jakby osoba, którą zawładnęła, wciąż była gdzieś tam w środku i chciała jakoś dać znać, że żyje i wszystko słyszy, ale nie jest w stanie na powrót zawładnąć nad swoim ciałem, co było dość przykre, szczególnie że również pragnęła to wszystko zakończyć. Czuła niepokojący opór, więc zacisnęła szczękę. Nie chciała po sobie dać znać, że coś z nią nie w porządku. Wolała mieć minę zwycięskiej osoby, która niczego się nie obawia. Urodziła się po to, by wygrywać. Takie miała przekonanie.
      — Przynajmniej mam uczucia. — Lilith zmrużyła groźnie oczy.
      — W to nie wątpię. — Marandrea uśmiechnęła się lekko.
      W jej oczach można było wyczytać szczerą nienawiść, która zdawała się nie opuszczać jej chociażby na krok. Z szarych oczów patrzyło się teraz źle. Nie były, jak kiedyś, wesołe, czasami zmartwione, tylko groźnie, a samo spojrzenie w nie przeszywało na wskroś.
      Korzystając z nieuwagi czarownicy i wilkołaka, Marandrea odepchnęła od siebie Dominica i poderwała się na równe nogi, co wszystkich zaskoczyło. Jej włosy zaczęły tańczyć na wietrze, a usta ponownie wykrzywiły się w szerokim uśmiechu, tym razem, zadowolenia. Wyciągnęła do przodu dłoń. Zdziwiła się, gdy żaden czar nie zadziałał. Oniemiała spojrzała na rękę. Na czole miała pojedyncze krople potu, które mieszały się z deszczem. Coś ją powstrzymywało. A raczej ktoś. Czy mogła być to sprawa Andrei?
      — Jest tam — szepnęła Lilith, a kąciki jej ust podniosły się.
      Dhampirzyca popatrzyła na nią zadziwiająco spokojnym spojrzeniem. Zniknęła z nich nienawiść, a jej miejsce zajął smutek i żal. Długo to nie trwało, ponieważ szybko ponownie w metalicznych tęczówkach pojawiła się złość.
      — Walcz, Andrea, walcz — powiedział dość głośno Dominic i zacisnął dłonie w pięści.
      — Walcz — dołączyła się Lilith.
      Na gołe oko było widać, że Mara i Andrea walczą ze sobą. Nie fizycznie, ale mentalnie. To było coś na wzór niemego pojedynku. Wiedźma chciała atakować, a Andie przeciwnie. Dłoń dhampirzycy wciąż  wyciągała się do przodu i na powrót zwisała wzdłuż ciała. Przypominała niezdecydowaną osobę, która już sama nie wie, czego chce od życia. Było ciężko im obu.
      — Dasz radę — odparł Dominic.
      — Myślisz, że tym dodasz jej siły? — zadrwiła Marandrea, jednak w jej głosie doskonale było słychać wahanie.
      — Wiem, że tak, a ty stracisz wiarę w siebie — wysyczał.
      — Nigdy jej nie tracę — warknęła.
      — Czyżby? — Podniósł jedną brew.
      — Chcesz się przekonać?
      Rozłożyła ręce, wokół których zaczęły powstawać czerwone, rażące w oczy, światła. Na odległość biło od nich niewyobrażalne gorąco. Jedna z kul poleciała w stronę wilkołaka, ale ten zrobił unik, jednak druga kula już go dotknęła. Z jego ust wydobył się przeraźliwy wrzask, gdy poczuł, jak jego skóra topnieje pod wpływem gorąca. Takie miał wrażenie, jakby się palił.
      Stojąca obok Lilith pisnęła. Była osobą, która szybko orientowała się w nowej sytuacji, więc rzuciła na towarzysza czar kojący cierpienie. Nie miała pojęcia jakiego użyć, żeby zniwelować działanie zaklęcia Mary, przez co obwiniała siebie za to.
      — Andrea, walcz, proszę — powiedziała wręcz błagalnie młoda czarownica. — Wierzę w ciebie, uda ci się!
      Marandrea na powrót zaczęła się wahać, ale nie stawiała takich oporów, jak wcześniej. Nikt nie zdawał sobie sprawy, oprócz Andrei, że jej dusza powoli umiera. Bezboleśnie, ale odczuwalnie, gdyż czuła, że odchodzi. Ale miała jeden cel, który trzymał ją jeszcze przy życiu. Musiała wszystko zakończyć. Była przekonana, że nie może kontrolować swojego ciała. Może to dlatego, że tak wpoiła jej Mara. Zwątpiła w siebie, jak zawsze. Zaczerpnęła chłodnego powietrza. Przyłożyła do serca dłoń, ale ktoś ją przed tym powstrzymywał i doskonale wiedziała, kto. Zamknęła oczy. Spomiędzy jej palców zaczęło wydobywać się białe, słabe światło, które świeciło się i na zmianę gasło. Zmarszczyła czoło. Ze świstem nabrała do płuc powietrza i wszystkimi siłami spowodowała, że światełko zaświeciło się. Czuła niepokój i zdenerwowanie Mary oraz jej jeszcze większą nienawiść.
      — Przepraszam i... żegnajcie — wyszeptała tym razem Andrea.
      Głos miała łamiący się, ale za to szczery jak nigdy wcześniej. Rzuciła się w przepaść, nie zważając na przerażony wzrok Lilith i zafascynowany Dominica. Spadała, a na twarz pojawiały jej się zimne krople potu, które koiły jej psychiczny ból. Poczuła, jak Mara zaczyna z niej wychodzić, dlatego wykorzystała moc Hildy i ją zatrzymała w sobie. Stała się jej prywatnym więzieniem. Przed oczami widziała już tylko ciemność, a następnie twarze wszystkich znanych do tej pory osób. W ciągu sekundy przez myśl przelatywało jej nieskończenie wiele chwil spędzonych wśród bliskich oraz fascynująco długa lista rzeczy, których nie zdążyła zrobić i już niestety nie zrobi. Jej wspomnienia długo zatrzymały się na widoku twarzy rodziców i Theo. ,,Kocham was i przepraszam za wszystko...’’ — pomyślała. Pojawienie się widoku Nathana, Jessici i innych tylko dodało kolejnej dawki cierpienia. Żałowała wszystkiego, co zrobiła źle.
      Jej plecy, a następnie serce przeszył ostry i długi kawałek kamienia, jakby tylko na to czekał. Mimo iż była martwa, z jej ust wydobył się krzyk Mary. Krzyk cierpienia i niedowierzania, aż w końcu zamilkł na wieki.
      Lilith wszystko słyszała i widziała. Do końca wierzyła w Andreę i nie zawiodła się na niej. Przed oczami wciąż widziała obraz jej smutnej i bladej twarzy, a następnie słyszała ten okropny krzyk.
      Z przepaści dobiegł jasny blask. Chwilę później nastąpił wybuch, więc Lilith odsunęła się. Następnie ziemia zaczęła się trząść. Gdyby nie szybka reakcja Dominica, czarownica wpadłaby w głąb przepaści i marne byłyby szanse, że tym razem zdoła się uratować. Z otchłani wydobył się silny wiatr zwiastujący coś złego, jednak było przeciwnie. Niewidzialna energia wydostała się na zewnątrz, a gdy tylko dosięgnęła uczestniczące w rzezi osoby, one znieruchomiały. Nieprzytomnym i zaskoczonym wzrokiem zebrani patrzyli po swoich twarzach, natomiast przerażonym na leżące wokół trupy i swoje zakrwawione dłonie. Nie wiedzieli, co się stało i dlaczego tyle osób nie żyło. Energia dosięgła również osoby znajdujące się w domku Belli. Właścicielka domu rozpromieniła się. Tak samo Jessica i reszta. Rose znalazła się w stalowym uścisku Theo. A co zdziwiło ich najbardziej?
      Kamień, w który został zamieniony Nathan, zaczął pękać. Nawet mądra Isabella nie wiedziała, co się dzieje. Jessica uważnym wzrokiem patrzyła, jak pękają co kolejne części ciała. Wstrzymała oddech, gdy w pobliżu serca Nathana pojawiła się ogromna dziura. ,,Dlaczego mam wrażenie, że on zaraz się rozpadnie?’’ — zapytała siebie w myślach. W oczach miała łzy. Spośród popękanych szpar kamienia wydobywały się jasne światełka bardzo rażące w oczy. Niespodziewanie nastąpił wybuch, który powalił wszystkich na podłogę. Rose i Theo pozostali w pozycji stojącej, ponieważ byli duchami i nie musieli się obawiać, że coś im się stanie. Jedyne co, to Rose zasłoniła rękę twarz, gdyż wciąż miała odruchy ludzkie.
      Pomieszczenie wypełnił gęsty dym. Zebrani mieli problemy z oddychaniem i nie byli w stanie nic zobaczyć. Oczy im łzawiły, a dym nawet zadziałał na duchy, gdyż im również drażniło wzrok. Isabella poderwała się z podłogi i na oślep szukała okna lub drzwi. Mimo że znajdowała się w swoim domu i znała go perfekcyjnie, miała trudności w znalezieniu tego, czego chciała. Wpadła na szafkę z książkami. Przesunęła się o kilka kroków w bok i poczuła w dłoniach klamkę od okna, które od razu otworzyła.
      Do pomieszczenia dostało się światło słoneczne. Zielononiebieskie oczy Belli patrzyły na błękitne niebo. Jej twarz z kolei, pomarszczona i brudna od kurzu, miała łagodny wyraz, natomiast wąskie usta lekko uśmiechały się. Nieład na głowie powodował, że wyglądała na zmęczoną, ale jej mina zdradzała zupełnie co innego. Zacisnęła poranione dłonie na drewnianym parapecie.
      Wewnątrz domu mgła znikała. Spośród niej wyłaniała się czyjaś, na pozór nieruchoma, postać. Zafascynowana Rose podeszła do niej. Miała świadomość, że nic jej się nie stanie, a nawet gdyby została zaatakowana, co według niej było i tak niemożliwe, nie ucierpiałaby na tym. Oniemiała, kiedy ujrzała twarz tajemniczej postaci. Tego nikt się nie mógł spodziewać.
      — Rose, w porządku? — zapytał Theo i powili do niej podszedł.
      Stająca nieopodal Jessica również zorientowała się, kim jest postać. Na twarzy zagościł jej ogromny uśmiech. Od razu poderwała się do biegu i z całych sił przytuliła Nathana, wcześniej nawet się nie zatrzymując. Odchyliła głowę w tył, by spojrzeć w bursztynowe oczy brata. Po policzkach spływały jej łzy radości. Miała ochotę skakać i krzyczeć wniebogłosy. Jej marzenie się spełniło. Nat ożył.
      Hiller miał na twarzy szeroki uśmiech. Odwzajemnił uścisk. Czuł się skostniały. W końcu przez długi czas był nieruchomy, gdyż został zamieniony w kamień. Miał ochotę się rozerwać, ale nie chciał odchodzić od siostry, szczególnie że widział jej radość na jego widok. Dla niego ta chwila mogła trwać wieki.
      Postanowił w głębi serca zachować jedną tajemnicę. Będąc przemienionym w kamień, wszystko widział. Jego oczy, choć nieruchome i wykute w skale, wszystko widziały, serce wciąż biło, a uszy słyszały. Wszystko emocjonalnie przeżywał. Serce mu się krajało, gdy musiał patrzeć na bezsilną siostrę, która za wszelką cenę starała się go uratować i nie mógł zamknąć oczu albo chociaż odwrócić wzroku.p Zrozumiał, że mimo iż ta zna go krótko, kochała go całym sercem. Zależało jej na nim i mu również zaczęło zależeć.
      Isabella odsunęła się od okna. Tanecznym krokiem podeszła do wnuka i uściskała go wraz z wnuczką. Nagle niemożliwe stało się dla niej możliwe. Dosłownie. Jeszcze nigdy nie czuła ogarniającej jej tak ogromnej radości. Szczęście spowodowało, że przestała zwracać uwagę na inne rzeczy. Teraz miała w głowie tylko Nathana.
      Rose i Theo, przytuleni do siebie, z uśmiechami na twarzach obserwowali rodzinę. Nie chcieli przeszkadzać, dlatego postanowili się ulotnić.
      Znaleźli się w miejscu, gdzie Dominic wraz z Lilith walczyli przeciwko Andrei. Stali blisko krawędzi przepaści. Duchy dołączyły do nich i nie zwrócili uwagi na to, że twarz Dominica była poparzona. Oczy Theodora zaszkliły się. Tak dawno nie płakał, ale w końcu musiał to zrobić. Zawsze pocieszał Rose, a teraz przyszła kolej na odwrócenie roli. Nie wstydził się swoich łez.
      — Jest bohaterką — powiedziała Lilith z uznaniem.
      Theo uśmiechnął się do niej blado. Spojrzał w ciemność na dole. Wziął głęboki wdech, choć oddychanie wcale nie było mu potrzebne, i zleciał jak ptak na sam dół otchłani. Nikt go nie zatrzymywał ani nie towarzyszył. Wiedzieli, że potrzebuje chwili samotności. Od ducha bił oślepiający blask. Opadł na ziemię wyłożoną kamyczkami. Jego smutny wzrok od razu powędrował na zastygnięte ciało. Podszedł bliżej, jednocześnie bijąc się z myślą, czy naprawdę tego chce. Tak naprawdę chciał, tylko bał się tego, co ujrzy.
      Twarz Andrei, choć jak z marmuru, wyrażała radość, ale i powagę — miał nadzieję, że nie cierpiała, zanim umarła. Oczy patrzyły gdzieś daleko, były nieobecne, za to usta uśmiechnięte. Włosy miała rozłożone dookoła głowy i również przypominały te wykute w posągu. Cała wyglądała jak leżący posąg.
      — Gdy ciebie odzyskałem, musiałem tak szybko stracić — wypowiedział cichym głosem, które echo rozniosło w głąb przepaści. — Nigdy o tobie nie zapomniałem. Zawsze wspominałem i zastanawiałem się, co robisz w danym momencie. Nie było dnia, w którym nie wspomniałbym o tobie chociaż raz. Tak bardzo chciałem wrócić, ale nie mogłem. Przypominałem sobie wszystkie spędzone razem chwile i wiedz, że oddałbym wszystko za to, by jeszcze raz, chociaż przez pięć minut, doświadczyć ponownie tych chwil. Jak widać nie było nam to dane. Ale... wciąż byłaś i nadal jesteś w moim sercu. Nigdy o tobie nie zapomnę. Kocham cię.
      Pochylił się nad umarłą i złożył pocałunek na jej czole. Po policzku Teodora spłynęła duża łza. Spadła na Andreę w miejsce, gdzie powinno znajdować się jej serce. Spłynęła na ziemię, a w miejscu, w które spadła, wyrosła nie jedna, acz kilka czerwonych róż.

Hejo kochani! :3
Na początku baaardzo przepraszam Was za tak długą nieobecność. Już się tłumaczę. Ostatnio jest coraz więcej nauki (nie sądziłam, że trzecia klasa gimnazjum jest tak ciężka :/). Poza tym jakoś nie mogłam zabrać się za pisanie tego rozdziału. Nie miałam chęci i zmuszałam się do tego. A do tego doszło oglądanie Flasha po nocach, dla którego dosłownie straciłam głowę. Kooocham! ♥♥♥ A teraz jestem w trakcie oglądania Arrowa i w nim również się zakochałam! ♥ :* Ale na szczęście ostatnio naszła mnie chęć na pisanie (w szkole przed lekcjami xD) i później poszło już szybko. I przyjemnie się pisało. A dzisiaj skończyłam :D
Przechodząc do rozdziału. To już ostatni (okrąg czterdziestka! :D) i powiem szczerze, że się cieszę, że to już koniec. Ten blog to totalny niewypał. Może mam takie zdanie przez początki xD Ale pozostał jeszcze epilog, więc to jeszcze nie koniec.
1. Jak Wasze emocje po przeczytaniu rozdziału? Przede wszystkim ciekawi mnie to: Czy cieszcie się, że Andrea nie żyje? Wielu z Was jej nie lubiło, więc to pytanie jest dla mnie ważne.
2. Co myślicie o ożywieniu Nathana? Dużo Was ubolewało po jego... śmierci? Nawet nie wiem jak to nazwać xD Ale postanowiłam Was zadowolić i go ożywić, choć nadal nie wiem, czy zrobiłam dobrze...
3. Jakie macie zdanie o walce Andrei z Dominiciem (wciąż mam problem z odmianą xD) i Lilith? I oczywiście o poświęceniu Andrei (jeszcze raz dziękuję z całego serducha Lex May, która udoskonaliła mój pomysł, a to właśnie chodziło o to, bo Andrea miała zginąć w inny sposób xD)?
4. Co Wam się najbardziej podobało?
Za niedługo pojawi się epilog. Mam  nadzieję, że szybciej, niż ten rozdział xD Co miałam jeszcze powiedzieć... Aha! PRZEPRASZAM za zaległości u Was. Nadrabiałabym w nocy, ale tak wciągnęłam się w oględnie moich ulubionych seriali, że nie mogłam się oderwać. Dosłownie! Flasha skończyłam, ale oglądanie Arrowa postaram się podzielić z czytaniem Waszych blogów. A nadrabianie zacznę jeszcze dzisiaj bądź jutro (w komentarzach, jak chcecie, napiszcie, u kogo mam zaległości).
Jeżeli ktoś dotrwał do końca przeczytania tego nudnego ,,czegoś’’, gratuluję! ♥
Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

Maggie

35 komentarzy:

  1. Pomysł na zakończenie dobry. aż mi się trochę zrobiło Andrei żal. Szkoda,że nie było sposobu, aby ją uratować. Cieszę się, że udało jej się przezwycięzyć Marę, ale dlaczego takim kosztem? podobało mi się tez ożywienie Nathana, nawet jeśli było przewidywalne. Zakończenie z Teo też wzruszające. Na początku bywało trochę dziwnych sformułowań, późnej było juz lepiej, choć miałaś problemy z przechodzeniem miedzy jedna grupką bohaterów a drugą
    Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! :3
      Już dawno miałam zamiar uśmiercić Andreę, więc nawet gdyby nie to, to i tak by zginęła xD
      O jakie dziwne sformułowania chodzi? Bo tak to nie wiem, czego powinnam unikać (:
      W wolnej chwili nadrobię u Ciebie zaległości.
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  2. Jakie to jest wzruszające! Nie spodziewałam się ożywienia Nathana. Ja lubiłam Andreę i szkoda mi jej, ale musiała się poświęcić i chyba była z tego dumna. Myślę, że ożywienie Nathaniela było dobrym pomysłem, przynajmniej coś pozytywnego. Hm... jeśli chodzi o Dominica to on chyba nie ma uczuć, a Lilith bardzo polubiłam. Pewnie na jej miejscu przeżywałabym to tak samo. Podsumowując... bardzo emocjonujący rozdział. Ciekawa jestem co wydarzy się w epilogu :)
    http://myenchantix.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! :3
      Cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć :D Jesteś jedną z nielicznych osób, które lubią Andreę. Dziękuję bardzo za komentarz ♥
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  3. Dzięki za gratulacje i nawzajem. Też wytrwałaś.
    Może odpowiem na wszystkie pytania: trochę przelukrowane. Moim zdaniem to przypominało Krainę Lodu. Nathan budzi się z kamienia? Za wesołe. Poświęcenie Andrei? Oklepane. I te wszystkie teksty w stylu "Była bohaterką. Poświęciła się dla nas wszystkich. Będę za nią tęsknić". Wybacz, ale taka jest prawda. Nie podoba mi się to zakończenie, ale ostatnio trudno mnie zadowolić.
    Trzymaj się. Z chęcią przeczytam epilog. Powodzenia w pisaniu i nauce :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! :3
      Dziękuję bardzo ♥ Nie oglądałam Krainy Lodu, więc nie potrafię stwierdzić, czy jest podobne xD Rozumiem. Każdy ma swoje zdanie :D
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  4. Może nie byłam zwolenniczką Andrei, ale nie nienawidziłam jej. Chyba nie mogę nawet wprost powiedzieć, że jej nie lubiłam. Po prostu... Czasem była nieco denerwująca, ale naprawdę do zniesienia i szczerze przyznaję, że bardzo mi jej szkoda.
    Mimo wszytko niesamowicie cieszę się z ożywienia Nathana, moim zdaniem zrobiłaś bardzo dobrze!
    Dominica nigdy nie lubiłam... Po prostu nie. Coś mi w nim śmierdziało...
    Nie wiem, co podobało mi się najbardziej. Cały rozdział był genialny.
    Nie mogę napisać nic więcej - czekam na epilog ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! :3
      Nie Ty jedyna masz takie zdanie o Andrei. Mała ilość osób ją lubi (:
      To ja cieszę się bardzo, że pomysł przypadł Ci do gustu. Trochę osób ubolewało nad jego śmiercią (?), więc postanowiłam go ożywić xD
      Dziękuję bardzo! ♥
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  5. Witaj! Przeczytałam opis tego rozdziału na którymś z katalogów i bardzo mnie zainteresował. Nie mogłam po prostu tutaj nie wejść! Jestem ciekawa co mnie tutaj spotka, więc zaczynam lekturę od samego początku!

    Pozdrawiam Xx
    OCZY w OGNIU

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! :3
      Jak będę miała czas to może wpadnę. Najpierw będę musiała uporać się z blogami czytelników (:
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  6. Dobrze, że Mara się nie uwolniła tylko szkoda, że przez śmierć Andrei można było ją zatrzymać.
    Cieszę się, że Nathan odżył.
    Ciekawe co się wydarzy w epilogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo! :3
      Andreę miałam zamiar już dawno uśmiercić, więc nawet gdyby nie to, to i tak w inny sposób by umarła.
      Zrobiłam tak, bo dużo osób ubolewało nad jego śmiercią xD
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Cieszę się bardzo, że się podoba (:
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo:***

      Usuń
  8. Przeczytałam jakiś czas temu, a dopiero teraz przychodzę z komentarzem.
    Czy się cieszę ze śmierci Andrei? I tak, i nie. Andrea choć raz zrobiła w moim odczuciu coś pożytecznego. W końcu się na coś przydała i sama wzięła sprawy w swoje ręce. I choć jej nie lubiłam, to jakoś tak trochę mi szkoda, że tak szybko umarła. A jednak podoba mi się jej śmierć. Jestem rozdarta! XD
    Co do Nathana... troszkę wydaje mi się to naciągane, no i mi brakuje w tekście wyjaśnienia, dlaczego on wrócił z kamienia. Mogę się jedynie domyślać, że to dlatego iż Hilda czy tam Mara (już się gubię) została zabita. I ten czar został unieważniony jakby.
    Lilith mnie zdenerwowała tym swoim miłosierdziem i wszystkich kocha, chce pomagać, po prostu chodzący mały ideał, a przez to jest naiwna. Tak mi się wydaje i takie odniosłam wrażenie. Natomiast podobało mi się zachowanie Dominica. Może nie tak całkowicie, ale facet miał jaja, wiedział co ma robić, był zimny i się tak szybko nie uginał nad biednym losem Andrei.
    Co mi się najbardziej podobało? Wejście Mary do ciała Andrei i zakończenie, czyli śmierć głównej bohaterki. Coś, co rzadko kiedy się zdarza, ale uważam, że w tym wypadku to ratuje Twojego opka robi z niego ciekawszą historię. Gdyby Andrea przeżyła to by znów wyszła na szczęściarę, która prawie nic nie zrobiła, a i tak upiekło jej się.
    Jestem ciekawa, co Nathan na to, że Andrea nie żyje?
    I ciekawi mnie, co będzie w epilogu.
    No i czekam na nowy blog! :)

    Weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      No! Komuś spodobała się śmierć Andrei! XD
      Uważam, że jest za dużo opowieści, które kończą się happy endem, dlatego postanowiłam zrobić mały wyjątek. Często się też nie zdarza, że umiera główny/a bohater/ka xD
      Dziękuję bardzo ♥
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  9. W sumie to cieszę się, że już koniec. :D Taka bezwzględna ja. xD
    Ten ostatni rozdział jakiś taki przereklamowany. xD Nie za bardzo mi się spodobał, wydawał mi się ciut na siłę (no bo przecież Flash ważniejszy! :D), ale tak źle nie było, chociaż śmierć Andrei przewidywalna, ożywienie Nathana oklepane, a dialogi śmierdzą. xD Badzo jestem wredna? :P Co mi się podobało najbardziej...? Hm... Opis trupa Marandrei. xD Nie no, coś mi dzisiaj odbija. :DD
    Wiem, że się jeszcze nie żegnamy, bo szykujesz nowy blog (jupi! :D) z nowym opowiadaniem (jupiii! x2 xD) i jeszcze jest epilog. :3
    Życzę Ci dużo weny i czasu na nadrabianie Arrowa! :** :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Ja też bardzo się cieszę, że to już prawie koniec :D
      Oczywiście, że Flash ważniejszy ♥ Noo tak jakoś wyszło i rozumiem. Ważne, żeby każdy wypowiadał swoje zdanie :>
      Dlaczego odbija? Mi też podoba się ten trup xD
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  10. Eeeeej. Ja tu wielki powrót, a ty mi z ostatnim rozdziałem wyjeżdżasz! No cóż...
    Poprzednie rozdziały przeczytane. Nawet nie wiesz jak ucieszyłam się gdy usłuszałam (hm, przeczytałam), że Andrea umrze :D Ostatnio uwielbiam momenty ze śmiercią, coś mi odbiło ;)
    KOOOCHAM Cię za ożywienie Nathana, mimo iż to już koniec. Co mi się najbardziej podobało? Trup Marandrei :D Wiem, dziwna jestem...
    Okey, to teraz te bardziej kiepskie rzeczy:
    1.Gdzieś widziałam po kropce nie potrzebną literkę "p", ale za nic nie mogę znaleźć zdania... Liczę na uwagę innych czytelników :)
    2.O dziwo, z lekka dłużył mi się ten rozdział, może to z powodu "małej, kochakącej i oklepanej" Lilith. Wiem, zmienna jestem, ale cóż? ^^
    To by było na tyle (chyba [nie zdziw się, jak zobaczysz pod tym komentarzem miliony dopisków "bo mnie olśniło" :D])
    Potopu weny życzę! ❤


    Ach no i czas zabrać się za Arrowa i Flash'a ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja istota piękna, mądra i genialna (czytaj przeciwieństwa) po trzykrotnym przeczytaniu komentarza dopiero po opublikowaniu zauważyłam błąd *kochającej zamiast *kochakącej :'D
      Dobra, nie przedłużam tylko napiszę, że za wszelakie błędy i tak nieogarnięty kom (zresztą jak ja sama) serdecznie przepraszam ♥

      Usuń
    2. Hejo kochana! :3
      Cieszę się bardzo, że wróciłaś ♥
      Jesteś już kolejną osobą, która cieszy się ze śmierci Andrei xD
      Dziękuję bardzo ♥
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  11. Zaskoczyłaś mnie zakończeniem. Dobrze, że ożywiłaś Nathana. No i szkoda jest mi Andrei, tak dzielnie walczyła, ale zrobiła to dla nich. Dziwnie się czuję. Głowna bohaterka nie żyje. Zawsze tak mam jak ktoś na koniec umiera. Ale wiem, że to nie koniec twoich przygód z pisaniem i nie mogę się doczekać nowego blogu. Pozdrawiam i zapraszam na prolog :*
    palace-to-crumble.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć :D
      Ja już zacieram ręce na opublikowanie prologu na nowym blogu! Ale będzie dopiero jutro. Wprawdzie już od dawna jest napisany, ale może mnie jeszcze olśni xD
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  12. Bardzo się ucieszyłam, jak ożywiłaś Nathana. Szkoda , że Andrea umarła powinna być żywa :/ :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Dziękuje bardzo! ♥ Cóż. Andreę miałam zamiar już dawno uśmiercić, a Nathana ożywiłam, bo dużo osób ubolewało nad jego śmiercią xD
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  13. Ożywienie Nathana dało fajnego smaczku temu rozdziałowi, choć spodziewałam się, że po śmierci Hildy jej czary mogą przestać działać. W rozdziale było dużo akcji i to było fajne. Natomiast śmierć Andrei nie zrobiła na mnie większego znaczenia. Jakoś nie byłam do niej szczególnie przywiązana. Dobrze, że chociaż jakieś plusy z tego są i nie umarła bez powodu. Napisałaś, że ten blog to totalne dno, nie byłabym taka krytyczna. Masz przecież czytelników, którzy z niecierpliwością oczekiwali na rozdziały;) Ale nie ukrywam, że mam nadzieję, że twoje następne opowiadanie będzie troszkę bardziej przemyślane i dojrzalsze. No i że będę w stanie się do kogoś przywiązać;)
    Pozdrawiam i czekam na epilog!

    I zapraszam na nowy do siebie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Dziękuję bardzo za opinię ♥
      Może i mam dużo czytelników, ale wciąż uważam, że blog to niewypał. Zresztą sam fakt, że czytelników było kiedyś sporo więcej o tym mówi xD
      Też mam nadzieję, że mój kolejny blog taki będzie :D
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  14. Zaskoczyłaś mnie zakończeniem. Dobrze, że ożywiłaś Nathana. No i szkoda jest mi Andrei, tak dzielnie walczyła, ale zrobiła to dla nich. Głowna bohaterka nie żyje. Lubiłam trochę Andreę. Czułam trochę do niej sentyment. Ale wiem, że to nie koniec twoich przygód z pisaniem i nie mogę się doczekać nowego blogu.
    Pozdrawiam,
    Clairy Blue.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Cieszę się bardzo, że udało mi się Ciebie zaskoczyć :D Nathana ożywiłam, bo dużo osób ubolewało nad jego śmiercią. Jesteś jedną z tej garstki osób, które lubią Andreę (:
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  15. Hej, hej :) Znowu przybywam trochę spóźniona i mam jeszcze epilog do przeczytania, ale nie wiem, kiedy to zrobię. Cierpię na brak czasu :/
    Szczerze mówiąc, to nie zaskoczyłaś mnie śmiercią Andrei, a pod koniec już zaczęło mi się mieszać, że Hilda, Andrea i Mara to ta sama osoba, ale pomińmy. Tak czy owak jak nie zaskoczyłaś mnie śmiercią, tak bardzo byłam zszokowana, że Andrea jednak odzyskała przynajmniej część świadomości i jednak odeszła z honorem a nie pozwoliła, żeby Hilda cały czas nad nią panowała. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że Andie będzie aż tak silna.
    Ale bardzo pozytywnie zaskoczyłaś mnie tym, że postanowiłaś „ożywić” Nathana. Lubiłam go dużo bardziej niż bohaterkę, dlatego naprawdę się ucieszyłam kiedy czytałam tę końcową scenę, kiedy kamień pęka, Nathan wychodzi cało z opresji A Bella i Jessi mogą się cieszyć z jego odzyskania.
    A wojna... Wydaje mi się ona całkowicie bezcelowa i bezsensowna. Była głupim wymysłem Hildy która była po prostu mściwa i za wszelką cenę chciała skłócić ze sobą wszystkie rasy.
    Tylko rozśmieszyła mnie Lilith stwierdzeniem, że wiedźmy są po to, żeby kochać i w ogóle, bo mnie się to w ogóle tak nie kojarzy. Wręcz przeciwnie, one mi się kojarzą z takimi podstępnymi, uwodzicielskimi kobietami, które dążą tylko do zaspokojenia własnych potrzeb a potrzeby innych ich nie dotyczą.
    Lecę, życzę wesołej końcówki świąt i na pewno postaram się wpaść niebawem pod epilog, kiedy tylko czas mi pozwoli xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Cieszę się bardzo, że udało mi się Ciebie czymś zaskoczyć :D
      Ożywiłam Nathana, bo dużo osób ubolewało nad jego śmiercią (?).
      Taaak. W sumie tak czasami jest w wojnach. Zazwyczaj zawsze o coś idzie, a tym przypadku była to po prostu zemsta xD
      U mnie czarownice są trochę inne. Przynajmniej w tym opowiadaniu (:
      Dziękuję bardzo ♥
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  16. Płaczę. Nigdy nie lubiłam smutnych zakończeń. Szczęście, że Nathan chociaż ożył. Pozdrawiam gorąco.:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo kochana! :3
      Od samego początku nie chciałam robić happy endu, więc tak wyszło. Dziękuję bardzo ♥
      Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***

      Usuń
  17. Witam po długiej nieobecności :) Już chyba pora, żeby skomentować ostatni rozdział xd
    Może to zabrzmieć okrutnie, ale nie było mi zbytnio szkoda Andreii. Wręcz pochwalam to co zrobiła, bo uchroniła świat przed złymi duszami i głupimi wiedźmami, więc śmiało mogę stwierdzić, że jej ofiara nie poszła na marne :D Tylko zdziwiło mnie to, że ona umarła, a Nathan nagle ożył :/ W sumie to totalnie pogodziłam się z jego śmiercią, więc nagłe zmartwychwstanie mnie trochę zaskoczyło i zdziwiło. Najpierw takie ,,wow! on żyje!" a później ,,ale z jakiej racji? xd". Pochwalam w tym rozdziale Dominica że nie łudził się na jakieś nagłe zwycięstwo Andreii, zamordowanie Mary i uratowanie w tym wszystkim Andie, tylko żywo ocenił sytuację i chwała mu za to :D
    Gratulacje, że dotrwałaś do końca powieści :D Nie jest to łatwe :P Już wkrótce przeniosę się na drugi Twój blog, więc oczekuj mnie :P
    Pozdrawiam i przepraszam za nieobecność :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Hejo!

    Zaraz, a co Dominic robi w domu Belli? Nie powinien teraz razem z Lilith szukać Andrei? Skoro Dominic wiedział, gdzie udała się Andrea, to nie rozumiem, po co marnował czas, żeby iść do Belli, zamiast od razu wyruszyć na pole walki.

    Ciekawe, skoro Lilith jest taka kochająca i współczująca, to czemu jako pierwsza wspomniała, że Hildę trzeba zabić? xD Coś mi się tutaj nie zgadza, skoro nawet wrogom wybacza?

    W sumie współpracowała z nią tylko raz, do tego wytworzyli jedną kulę, by zabić Hildę, więc Lilith nie powinna mieć takich oporów, bo pozostałych wybrańców nawet nie zna.

    Ponoć wywróżono mu śmierć, więc Nathan powinien pozostać tym kamieniem do końca życia lub posąg powinien się rozpaść w drobny pył. Szkoda, bo to pokazuje, że jego konsekwencje się nie imają i dalej może głupoty odstawiać.

    Cóż, co do śmierci Andrei, uważam, że masz te przysłowiowe "jaja", bo mało kto postanawia tego dokonać, jedynie Martin daje radę! Denerwowała mnie, ale przez to, że pisałaś teraz w trzeciej osobie to mało odczuć względem niej w ogóle miałam, jakby była po prostu lalką (nigdy nie umiem się zżyć z daną postacią i zrozumieć uczuć, jeśli to nie pierwszoosobowa narracja), więc tak bez zbędnych emocji to przyjęłam. Hmmm, wciąż pamiętam tę dyskusję na temat napisania zakończenia. Według mnie to było najrozsądniejsze, skoro Andrea nie panowała już nad własnym ciałem, które chciała przywłaszczyć sobie Mara. Natomiast sprawa Nathana... To brak mi konsekwencji, bo miał umrzeć, tak mu wywróżono, a jednak żyje. To mnie boli najbardziej.

    I nie uważam tego rozdziału za coś nudnego, wręcz przeciwnie, naprawdę miło mi się go czytało. Co prawda, brakowało mi opisów walk rasowych, które z bananem na ustach obserwowałaby dalej Andrea, a może i przyłączyłaby się do zabawy? Poza tym, miodzio!

    Uwagi:
    "— Będziemy musieli ciebie zabić, żeby to wszystko zakończyć. Albo będziesz musiała ty popełnić samobójstwo..." - lepiej brzmi "będziemy musieli cię zabić, żeby to wszystko zakończyć, albo sama popełnij samobójstwo"
    "Z szarych oczów patrzyło się teraz źle" - lepiej brzmi "oczu"
    "Dhampirzyca popatrzyła na nią zadziwiająco spokojnym spojrzeniem" - lepiej brzmi "... spojrzała na nią zadziwiająco spokojnie"
    "Zniknęła z nich nienawiść, a jej miejsce zajął smutek i żal" - raczej "z jej oczu zniknęła nienawiść, a jej miejsce..."
    "Długo to nie trwało, ponieważ szybko ponownie w metalicznych tęczówkach pojawiła się złość" - usuń "szybko" lub "ponownie", bo razem brzmią dziwnie
    "— Walcz — dołączyła się Lilith" - "się" jest tu zbędne
    "Na gołe oko było widać, że Mara i Andrea walczą ze sobą" - dziwnie to brzmi, lepiej "Gołym okiem było widać..."
    "Spadała, a na twarz pojawiały jej się zimne krople potu, które koiły jej psychiczny ból" - raczej "na twarzy"
    "Poczuła, jak Mara zaczyna z niej wychodzić, dlatego wykorzystała moc Hildy i ją zatrzymała w sobie" - lepiej brzmi "zatrzymała ją w sobie"
    "Jessica uważnym wzrokiem patrzyła, jak pękają co kolejne części ciała" - "co" jest zbędne
    "i nie mógł zamknąć oczu albo chociaż odwrócić wzroku.p..." - to "p" chyba dostało się tu przypadkowo
    "Duchy dołączyły do nich i nie zwrócili uwagi na to..." - raczej "zwróciły"
    "— Gdy ciebie odzyskałem, musiałem tak szybko stracić" - lepiej by brzmiało "Ledwo cię odzyskałem i już utraciłem/zdołałem utracić"

    Pozdrawiam cieplutko,
    Lex May

    OdpowiedzUsuń